czwartek, 5 maja 2022

Bler #1-#4 (scenariusz i rysunki: Rafał Szłapa, wydawnictwo Blik Studio, 2010-2014)

Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku gruchnęła wieść w komiksowie, że szykuje się polski komiks superbohaterski z prawdziwego zdarzenia. Supermoce, superzłoczyńcy, all this stuff. Zakup niedawno wydanej rozszerzonej wersji albumu drugiego i delikatny prztyczek ze strony autora spowodowały, że wziąłem się za ponowną lekturę całości.

Zupełnie inaczej odbiera się Blera dziś. Wtedy, w 2010 roku była posucha klasycznej superbohaterszczyzny spod znaku Marvel/DC, również z dzieł dekonstruujących ten gatunek znaliśmy jedynie Strażników (chyba). A właśnie w stronę klimatów Alana Moore'a poszedł Rafał Szłapa. Zapewne komiks mógł wtedy wzbudzić ambiwalentne uczucia i czytelnicy, którzy spodziewali się otrzymać festiwal trykociarskich nawalanek, odbili się od tytułu. Dwa lata później miał premierę Biały Orzeł, który był już standardowym superbohaterem w kalesonach, natomiast Szłapa nie zamierzał się poddawać i do dziś kontynuuje swoją flagową serię mocno nasączoną krakowskim spleenem.

Bler #1: Lepsza wersja życia (2010)

Album otwiera dość standardowa geneza powstania. Tytułowy bohater to biedny objazdowy handlarz książek, który podczas burzowego wieczoru, niedaleko rodzinnego Krakowa, uderza samochodem w przydrożne drzewo. Budzi się w nieznanym miejscu, cały w bandażach, z amnezją. Jego opiekunką jest Lidia, piękny rudzielec, która wyjaśnia mu sytuację w jakiej się znalazł. Gdyż chłopaka od śmierci uratowała tajna organizacja, w zamian czyniąc go człowiekiem o nadludzkich mocach. Bler powoli zaczyna karierę samozwańczego obrońcy skrzywdzonych, czym zaskarbia sobie posłuch wśród mieszkańców. A także zainteresowanie policji z panią Komisarz na czele.

Rafał Szłapa podszedł do klasycznego originu na spokojnie, bez amerykańskich skrótów fabularnych. Rekonwalescencję bohatera przedstawił realistycznie - od momentu przebudzenia, przez początkową panikę, po mozolne oswajanie się z dziwnym ośrodkiem i nabytymi mocami. Podoba mi się, że Bler ma problemy z kontrolowaniem zarówno mocy jak i agresji. Będąc nieświadomym swojej potęgi, zbyt impulsywnie reaguje na bodźce a fizyka wówczas nie wybacza - przyłożona potężna siła drzemiąca w dłoniach bez trudu łamie kości, przerywa arterie i pozbawia życia, niezależnie od intencji. Rafał również umiejętnie kreśli rysy na wydawałoby się idyllicznej rzeczywistości. Co chwila rzuca drobne okruchy z informacjami, że sytuacja, w której znalazł się Bler nie jest taką, jaką przedstawia mu Lidia. Dochodzi do tego ciężar rosnącej popularności. Scena, w której Bler jest otoczony dziesiątkami dotykających go dłoni jest bardzo wymowna w swojej konstrukcji. Jedynie zgrzytają mi momenty 'superbohaterskie', w tej dość dusznej konwencji mają lekko cringe'owo-patetyczny wydźwięk.

W warstwie graficznej również nie należy oczekiwać pstrokacizny. Choć bez problemu można wyłapać nawiązania do twórczości Kirby'ego, szczególnie w postaciach kobiecych. Kreskę Rafała nazwałbym dostojną, może momentami wkrada się w dynamiczniejsze sceny pewna sztywność, ale mankamenty wynagradza dbanie o tła (Kraków!) i malarsko położone kolory.

Bler po pierwszym albumie intryguje; Szłapa sprytnie porozstawiał pionki na planszy i zostawił obietnicę ich ciekawego rozwinięcia. Można sprawdzić w każdej, chwili - tytuł jest na issuu.


Bler #2: Zapomnij o przeszłości (2011, 2022 - wyd. rozszerzone)

W drugim tomie historia się zagęszcza i dostajemy jeszcze więcej elementów dekonstrukcji. Bler dość szybko uświadamia sobie, że pomaganie ludziom niesie ze sobą nieprzewidziane skutki uboczne. Bądź trzeba się zmierzyć z prozą życia - sytuacje wracają do punktu wyjścia, gdyż tak decyduje sąd. Dodatkowo obserwujemy rosnącą frustrację Blera - nie tylko z powodu bezsilności względem przepisów prawa, ale też coraz bardziej kruszy się fasada rzeczywistości nakreślona przez Lidię. Sytuację popisowo gmatwają wprowadzone elementy fantastyczne. Bler na swojej drodze napotyka pierwszego nie-człowieka, a pewne wątki prowadzą do tajemniczej istoty zamieszkującej podziemia Sukiennic. Równolegle Szłapa prowadzi wątek policyjny. Bardzo fajnie i logicznie skonstruowany. A zakończenie jest już z efektem 'wow'. Zarówno jeśli chodzi o finałową konfrontację, Blera jak i kadr na ostatniej stronie, który wprowadza niezły mindfuck. Rafał nasącza historię oparami fantasmagoryczności, delikatnej schizofrenii i lynchowskiego posmaku. I coraz śmielej rysuje rozbudowane krajobrazy starego Krakowa. 

W wersji rozszerzonej dodatkowe strony zostały narysowane stosunkowo niedawno (tak mi się wydaje), już w nowym stylu artysty. Rafał dziś rysuje już na tablecie a kreska zyskała sznyt, który kojarzy się mi z pracami Mike'a Allreda. Owszem, to jeszcze nie ta półka, ale podobne wibracje. Za to w bazowym Blerze autor miejscami jest 'sooooo Wojciech Stefaniec', że aż się buzia uśmiecha w zadowoleniu.

Bler 2 lepszy o Blera 1. Nie tylko intryguje, ale dodaje czynnik 'dawać jak najszybciej kolejny album'.


Bler #3: Ostatni wyczyn (2012)

Szłapa nie przestaje zaskakiwać. Wyjaśnienie mindfucka z poprzedniego albumu jest bardzo łebskie; pomysł z pewnym komputerem spaja elementy puzzli bez zgrzytu. Który otwiera ciekawe możliwości fabularne. Dodatkowo autor wprowadzając nową postać jeszcze bardziej gmatwa origin Blera. A to, co najbardziej jest rajcujące w ongoingach, to przenikanie i zazębianie się równoległych wątków - stąd spotkanie Blera z panią Komisarz było pożądaną oczywistością. 

I w tej części Rafałowi zamarzyło się zniszczyć Kościół Mariacki! Mogę jedynie zgadywać ile frajdy mu przyniosło rysowanie tych kadrów! A ostatnio strona to arcy udane nawiązanie do Stworzenia Adama Michała Anioła.

Bler 2 = Bler 3


Bler #4: Stan Strachu (2014)

Z tą częścią mam problem. Pod względem graficznym - to mój ulubiony zeszyt. Rafał rozszalał się w nim malarsko. Postawił na realizm podobny w warsztacie do twórczości Alexa Rossa, ale wyzuty z irytującej posągowości. Szłapa miał chyba wtedy bardzo dobry okres twórczy w swoim życiu, że chciało mu się narysować taki album. Jest tu wyczuwalna radość z tworzenia, nawet tych wymagających kadrów. Artysta z równą werwą wziął się za ilustrowanie skomplikowanych maszyn, budynków, wybuchów czy scen erotycznych.

Za to w nowym rozdziale uszło sporo napięcia znanego z poprzednich odsłon. Dostajemy dalszy ciąg wątku Lidii i jest on, póki co, najciekawszy. I pojawił się problem dobrze znany z innych tytułów superbohaterskich - pomysł na wykorzystanie supermocy. Bler używając swoich zdolności właściwie w trymiga mógłby porozwiązywać zaistniałe sytuacje, ale wtedy nie byłoby historii. Więc w Stanie strachu wali głównie z pięści, zapominając chwilowo o swoich możliwościach. Paranoidalny finał wskazuje, że właściwa opowieść dopiero ruszy z kopyta, ale mimo wszystko czwarta odsłona jest najwolniej rozkręcającym się z dotychczasowych albumów. Choć może marudzę niepotrzebnie i skondensowanie fabuły wykastrowałoby album zarówno z komentarza społecznego jak i klaustrofobicznej, podbitej dusznością, grozy świata, która na wskutek pewnego wydarzenia mocno zmieniła układ sił.


===

Chyba zrobiłem źle, robiąc sobie przerwę na tomie czwartym, gdyż to faktycznie nowe otwarcie, z Lidią jako jedynym elementem-łącznikiem ze starą trylogią. Ale o ciąg dalszy jestem spokojny. Do zobaczenia przy kolejnych Blerach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz