Czarne wody to kolejny webkomiksowy short, który ponad zwartość fabuły stawia na oniryczność i klimat. I, o Swarogu! Jak świetnie to robi!
Przed lekturą konieczne jest zaznajomienie się z krótkim opisem, gdyż te informacje nie wynikają z samego komiksu. Otóż akcja się toczy w XI wieku na terenie przedchrześcijańskiej Rusi Kijowskiej. Gdybym ominął ten fakt, uznałbym Czarne wody za komiks quasi-fantasy. Gdyż elementów ponadnaturalnych jako tako nie ma w opowieści, ale autorka kreatywnie podeszła do tematu magii będącej nie-magią.
Mieszkańcy pewnej wioski łapią mordercę. Pętają go i prowadzą do osamotnionej chaty, gdzie mieszka wyznający starych bogów czarownik. Ofiarowują zabójcę budzącej grozę postaci w zamian za przepowiednię dotyczącą przyszłych zbiorów. Czarodziej przyjmuje pokrwawionego człowieka i obiecuje chłopom, że otrzymają wróżbę. Słowa dotrzymuje...
Hexie lubi niedopowiedzenia. Historia ma bardzo mało dialogów, z którym dowiadujemy się jedynie strzępków o świecie przedstawionym. Delikatnie nakreśla nadchodzące zmiany związane z ekspansją religii chrześcijańskiej. Nowi władcy traktują stare wierzenia jako gusła i próbują je wyplenić ze społeczeństwa, jednak wśród mieszkańców wciąż tkwi potrzeba z obcowaniem z "żywą" religią. Dlatego też mają okazję upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - pozbywają się elementu niepożądanego, próbując przy tym wybłagać praktyczne informacje. Dodatkowo twórczyni wprowadza do fabuły kilka enigmatycznych postaci, które odgrywają drugoplanową rolę wzmagając ogólną dziwność oraz posługuje się całym arsenałem symbolicznym odpowiedzialnym za klimat.
Bardzo lubię wygląd postaci Czarownika i jego syna. Są androginiczne, co dobrze rezonuje z wykonywaną przez nich profesją. Wzbudzają strach, respekt, zdają się władać elementem magicznym. A Hexie magiczną symbolikę przemyca gęsto. Czaszki, wstążki, piszczele, zioła, obeliski. Dawna ziemia była nasączona magią, która rządziła każdym aspektem ludzkiej aktywności. I autorka ową symboliką sprytnie potrafi przez kilka stron uśpić uwagę czytelnika, by potem przywalić zaskakującym i brutalnym finałem. Bardzo dobrym, gdyż w bezpardonowy sposób pokazujący na jakich zasadach działała dawna magia. Chyba nikogo nie zdziwi, jak napiszę że podobna mechanika miała się dobrze wiele wieków później, już w chrześcijańskich czasach.
Ale świetny finał to nie wszystko. Magia jest także w warstwie graficznej. Czarne wody skrzą się od psychodelizujących kolorów. Tu każdy kadr jest mikro dziełem sztuki - w tym pomysłowym połączeniu ludowego prymitywizmu i cyfrowej precyzji zrodziły się wyjątkowo schludne kompozycje. Kamera biega z góry na dół, z boku na bok, robiąc nietypowe zbliżenia by sprawić u czytelnika wrażenie ulotności, niedopowiedzenia i lekkiej surrealności zdarzeń. Hexie nie potrzebuje zbyt wielu szczegółów by oddać klimat dawnej geografii i przyrody. Tu roślinność potrafi przybrać tło pełne geometrycznych kształtów a słońce lubi zabarwić niebo impresjonistycznymi plamami. Nawet ułomność perspektywy działa tu na korzyść jako wzmocnienie oniryzmu. Podobnie jak pełne esów-floresów zakończenia dymków dialogowych - podobne wywijańce stanowią także element promieni słonecznych. Na Czarne wody chce się patrzeć - rysunki Hexie zdają się wciągać czytelnika w podobną potępieńczą grę, która jest udziałem jednej z głównych postaci komiksu.
Większość stron w wersji cyfrowej jest umieszczona na pergaminowym, brązowawym tle. Ten short powinien zostać wydany na papierze o podobnej barwie, najlepiej offsecie. Nie dość, że kolory w wersji fizycznej jeszcze mocniej wzmogą immersję, to jeszcze piołun fabularny sprawi, że chciałoby się mieć Czarne wody wyeksponowane w biblioteczce. A póki co - są dostępne na webkomiksach.
Ładny short. Aczkolwiek zaskoczony byłbym raczej, gdyby skończył się inaczej.
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńStrasznie mi miło czytać Twoją recenzję. Chyba najbardziej mnie cieszy, że fabuła tego shorta jest w miarę zrozumiała - bałam się, że czytelnikowi ciężko może być zrozumieć niektóre rzeczy, szczególnie biorąc pod uwagę jak mało dialogów/ekspozycji jest w tym komiksie i jak krótki jest. Cieszy mnie też, że warstwa wizualna się spodobała - moje komiksy są w miarę historyczne, ale oprawę graficzną mają psychodelicznej okładki albumu z roku 1967 i wiem, że nie wszystkim do końca się to podoba.
Co do perspektywy - dużo moich scen jest płaskich i trochę sztywnych - to jest coś co mnie strasznie męczy i jakoś powoli staram się tego nauczyć.
Cieszy mnie tez potwornie ostatni akapit, bo Czarne Wody miały być wydane i mam plan, że pojawią się gdzieś może już w tym roku na jakimś konwencie w Krakowie w małym nakładzie. Pewnie z jakimiś bonusowymi stronami tłumaczącymi lepiej niektóre elementy fabuły.
Jeszcze raz strasznie mi miło i bardzo dziękuję za poświęcony czas na recenzję. I życzę miłego dnia
-h-x