poniedziałek, 22 listopada 2021

Historie zakrapiane piwem #1-#3 (scenariusz i rysunki: Krysztof Brynecki, wydawnictwo Browar Dukla, 2015-2016)


"Wszystko rozpoczęło się niespełna 40 lat temu. W fundamentach spalonej drewnianej chaty odnaleziono trupa. Był zaszyty drutem kolczastym w trzewiach krowiego truchła".

Tak zaczyna się trzytomowa niedokończona historia zakrapiana piwem. Komiks wydał Browar Dukla, umiejscowiony u podnóża góry Cergowa w Beskidzie Niskim. Sądząc po tytule i mając na względzie kto jest wydawcą można się spodziewać, że to będzie jedno wielkie lokowanie produktu okraszone dość sztubackim humorem, a tu zdziwienie - w środku wspomina się Browar z raz czy dwa, a słowo piwo pada może z pięć razy. I w komiksie nie ma ani grama humoru - to konglomerat kryminału i specyficznego horroru.

Akcja komiksu wydaje się dotyczyć poszukiwań seryjnego mordercy, który morduje ludzi, grzebie ich pod podłogami i kolekcjonuje w słojach fragmenty ludzkich organów i zwierząt. W tomie pierwszym kryminalni dokonują abordażu na jedną z tzw. trupich chat by złapać Bestię. I chyba to tyle co mogę powiedzieć o fabule.

Nie wiem jak to możliwe, ale musiałem przedrzeć się przez trzy tomy tekstu, który nie da się nazwać inaczej niż bełkotem. Dialogi i opisy w prostokątnych dymkach aż gotują się od wysublimowanych metafor, obrazowych porównań i nieoczywistych skojarzeń. Gdybym miał do czegoś porównać taki styl, to do tekstów Marcina Świetlickiego na płytach Świetlików. W komiksie mało kto mówi/myśli normalnie, na porządku dziennym są kwieciste hiperbole w stylu "ryk zamienił się w dudnienie, od którego wątroba w panice zaczęła wypychać niestrawiony posiłek z powrotem do góry przewodu pokarmowego". I nie byłoby w nich nic złego (dużo jest naprawdę niezłych!), ale główny problem polega na tym, że te potoki zdań nie lepią fabuły w żadne struktury. Tu wszystko się sypie po paru stronach. Nie wiem do końca, kto jest głównym bohaterem opowieści albo kto w danej scenie jest narratorem! Jakieś postacie pojawiają się, znikają by ponownie pojawić się w losowym miejscu. Logiki w opowieści brak. Ok - można próbować wyłuszczać jej strzępy, ale oddzielenie wizji od rzeczywistości, dopasowanie dialogów do postaci, odnalezienie związków przyczynowo-skutkowych nie jest łatwym zadaniem, gdyż scenariusz jest zbyt chaotyczny, aby czytelnik na tyle poczuł się komfortowo, by mu się chciało rozgryzać zamysły autora. 

Chociaż sam szkielet fabuły wydaje się być ciekawy. Mamy mordercę, który zabija wg jakiś dziwnych rytuałów, tajemnice z przeszłości, część postaci którzy nie są ludźmi a zwierzęcymi hybrydami oraz szereg hellraiseropodobnych kreatur o nieustalonym originie. A wszystko to lekko unurzane w tragicznej historii, która targała tą krainą geograficzną podczas II wojny światowej i chwilę po niej. Ale co z tego, kiedy lektura męczy?

O ile nie zostałem fanem umiejętności scenopisarskich Krzysztofa Brynieckiego, to oglądając co tam powyczyniał graficznie miałem niejednokrotnie okrzyk 'wow'. Człowiek śmiało mógłby trzaskać horrory dla IDW, Dark Horse czy DC. Facet dysponuje tłustą mainstreamową kreską w amerykańskim wydaniu i lubi nią szaleć bez kompleksów. Niżej są próbki zawartości Historii ale dają mylne wrażenie o komiksie. Zeszyty są wydrukowane na offsecie, nie mają tak jasnych, komputerowych kolorów; paleta barw jest mroczna, przytłaczająca i kojarząca się z Seven Finchera. Bryniecki lubi bawić się kadrami - te na całą stronę wyszły mu kapitalne, anatomie kreśli bez zarzutu, do projektów budowli (czy to lokalnych czy fantastycznych) nie ma się czego przyczepić, zaś wszystkie sceny gore - cud-malina. A że lubię łazić po Beskidzie Niskim to każdy rysunek Cergowej mile łechce serce.

Dajmy chłopu dobrego scenarzystę od makabry a wówczas Krzysztof wystrzeli w kierunku komiksowego podium. Gdyż Historie zakrapiane piwem są niestety świetnie narysowanym fabularnym koszmarkiem.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz