poniedziałek, 16 sierpnia 2021

Obcy: Fragmenty (scenariusz i rysunki: Kamil Boettcher, wydawnictwo własne, 2016)


Scream wydaje tytuły z opowieściami o Obcym, więc czemu tu na blogu nie zaprezentować rodzimą fanowską historię dziejącą się w tym uniwersum?

To kolejny komiks Kamila Lupusa Boettchera umiejscowiony w znanych z popkultury światach. Nie tak dawno na tapet wziąłem jego autorską wizję Cthulhu, teraz artysta podjął się opowiedzenia historii o Xenomorfie. Tytuł Fragmenty oznacza to, czego niestety się domyślamy - to początek większej historii, która została porzucona. Niemniej otwarte zakończenie jest na tyle zwarte że można śmiało przeczytać komiks bez poczucia zmarnowanego czasu.

Akcja pierwszego rozdziału dzieje się na planecie Cartlone-2, która to jest terenem badań firmy Weyland-Yutani. Jej pracownicy oczekują na przybycie promu kosmicznego, który ma zabrać z planety materiał badawczy. Statek ląduje, ale zamiast pracowników W-Y z doku wyglądają lufy kosmicznych piratów, którzy po urządzonej masakrze zabierają nieznany im ładunek w celu spieniężenia na czarnym rynku. Problemy w skradzionym statku zaczynają się przy lądowaniu na planecie Sautrona 340. Nie, Obcy nie są powodem dość szybkich spotkań z bogiem, choć ładunek zawiera kilka jaj alienów.

Po czym następuje przeskok i cofamy się w czasie, gdy na Cartlone-2 przybywa pewna załoga, przekonana że ma nielegalnie zebrać występujący tam rodzaj grzyba. Wśród nich znalazła się Meg, która - jak się później okazuje - jako jedyna przeżyła ów wypad. Gdyż grzyb nie okazał się grzybem a gniazdem ksenomorfów, a pracownicy Weyland-Yutani dość szybko dotarli do kobiety z propozycją powrotu na planetę. I mniej więcej w tym miejscu rozdział drugi łączy się z rozdziałem pierwszym.

Boettcher umie ruszyć z akcją niczym z kopyta. Strona-dwie i już opowieść posuwa się do przodu w hollywódzkim tempie. I ze sporą dozą brutalności. Kosmiczni piraci zgodnie z definicją powinni być badassowi i tacy są. Nie cergolą się wcale. Pracownicy W-Y są również bezwzględni - takich ich znamy z filmów. Co sprawia, że brak pogłębienia psychologicznego bohaterów tu tak nie doskwiera co w Handron Hills. Choć momentami trzeba mocno zawiesić niewiarę. Np. gdy pracownicy Weylanda próbują nakłonić Meg do zdradzenia lokalizacji miejsca w którym lądowali jakby nie mogli wyciągnąć tego z logów statku. Ale to w sumie drobnostka, gdyż wraz z pędzącą akcją nie zwraca się uwagi na takie duperele.

A jak sam Obcy? W porządku. Kamil nie szpanuje nim za bardzo. Owszem, poświęca mu parę całostronicowych kadrów, ale na tym etapie opowieści nie wprowadził ich zbyt wielu i mógł sobie pozwolić na lekką atmosferę tajemnicy, gdzie widać pokazał na drugim planie bądź ujawnił jedynie fragment zabójczego ogona. Co się ceni - Boettcher nie udziwnił mitologii wprowadzając autorskie elementy; sprawnie korzysta z tych dobrze znanych. Mamy facehuggera, jaja, jest wspominana matka, nawet android też ma swoje pięć minut. To militarne SF, klimatem stojące najbliżej dzieła Camerona.

Graficznie to ten sam poziom co Handron Hills. Szybka, dynamiczna kreska, miejscami groteskowe postacie o brzydkich twarzach i zbyt dużych oczach, duże spluwy i jeszcze większe alieny. Niebieska kolorystyka dobrze pasuje do opowieści, planety są odpowiednio zimne i klaustrofobiczne, xenomorfy odpowiednio mroczne a czerwień rozszarpywanych flaków sugestywna. I co bardzo lubię u Boettchera - dialogi nie umieszcza w dymkach tylko ładuje biały font na transparentną warstwę. Dzięki temu nie ma efektu zasłaniania rysunków przez bardziej rozbudowane linie dialogowe. Mała rzecz - a cieszy.

Kto lubi maintreamowe blockbusterowe akcyjniaki, ten połknie w mig Fragmenty. Poza tym hej! to komiks o Obcym. Wstyd nie znać! Dlatego od razu udajcie się tu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz