sobota, 19 czerwca 2021

Diefenbach (scenariusz i rysunki: Benedykt Szneider, Kultura Gniewu, 2002)


Zauroczony Diefenbachem: Zanim wzejdzie świt z 2011 roku postanowiłem kupić jego dziewięć lat młodszego protoplastę z Marylin Mansonem na okładce. I o matko! Ale to jest źle napisany komiks!

Dwóch braci z zakonu Joannitów przybywa do wsi Skytien w poszukiwaniu Czarnej Kroniki, zawierającej dawne przepisy nawracania na chrześcijaństwo. Na miejscu okazało się, że księga spłonęła. Ale joannici zauważają stojący przy drzewie posąg. Pytają kogo przedstawia. Po uzyskaniu odpowiedzi, nie wiedząc czemu postanawiają odwiedzić jego grobowiec mieszczący się w środku lasu. Wtem z dachu grobowca jakaś kobieta wylewa na nich ścieki (na tym ten wątek się kończy) a kadr dalej bohaterowie zamiast w krypcie znajdują się w centrum wsi.

A to dopiero początek historii, ale już widać że młody Szneider jeszcze nie panuje nad czasem i przestrzenią. Coś się dzieje, postaci się pokazują i znikają, akcja jest popychana do przodu. W opisie na gildii można wyczytać, że to pełna niedopowiedzeń opowieść, gdzie liczy się klimat, ale nie zmienia to faktu, że teleportowanie się postaci ciężko nazwać nastrojem niesamowitości - to zwyczajny babol scenariuszowy.

Ale pomijając to, w pierwotnym Diefenbachu jest sporo i dobrych rzeczy. W końcu wiem, kim był tytułowy Diefenbach i dowiedziałem się więcej o świecie zewnętrznym i czasie, w którym dzieje się akcja komiksu. A czego brakło w Zanim wzejdzie świt. A przede wszystkim Benedykt tym albumem pokazał że na tym etapie już był artystą charakterystycznym, dla którego wizualizacja mroku i brudu (cielesnego i duchowego) nie miała większych tajemnic. Diefenbach jest posępny i depresyjny. Ręka Szneidera kreśli twarze, na których mimo starań, ciężko odnaleźć ślady dobra. Zgrabnie przechodzi od realistycznego kreślenia krajobrazów do groteskowych postaci o zaburzonych anatomiach. Kadry spowijają wszędobylskie cienie, suche gałęzie drzew i wykrzywione w grymasach oblicza. W tym świecie nikt nie ma szans znaleźć ukojenia ani wierzyć w pomyśle rozwiązania.

Diefenbach 2002 jest komiksem ciekawostką. Świadectwem talentu artysty, zanim jeszcze wybuchł. Ogląda się go ładnie, źle się go czyta (dodatkowo mały format sprawił, że litery w dymkach często zlewają się ze sobą). Wiadomo, dla komplecistów rzecz mush-have ale raczej nie warto przepłacać na allegro.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz