Space, the final frontier!
Ach, jak miło jest marzyć. Chcielibyśmy dożyć do momentu, w którym technika umożliwiłaby szybkie podróże po obcych gwiazdach. Nowe światy, zjawiskowe obce formy życia, wschody i zachody słońca na Alpha Centauri przy akompaniamencie niesłyszanych wcześniej tonów i harmonii...
Marek Turek przyszłość widzi jednak inaczej. W czarniejszych barwach. Właściwie najlepiej dla wszechświata by było gdybyśmy się nigdy z Ziemi nie ruszyli. Gdyż z prawami fizyki dyskutować się na bardzo nie da, ale z prawami ekonomii jak najbardziej. A ekonomia w prostej formie jako bilans zysków i strat ukazuje nas w prawdziwym świetle - jesteśmy drapieżcami i wynikający z tego faktu brak empatii wyniesiemy również w kosmos.
Archiwum ekspansji to zbiór ośmiu czterostronicowych historii ukazujących różne zachowania istot ludzkich w bezgranicznych odmętach kosmicznej pustki. Gdy napotykają obce rasy, gdy muszą przeżyć na nieznanej planecie, bądź w bardziej "przyziemnych" interakcjach z przedstawicielami własnego gatunku. Marek Turek nie ma złudzeń - spieprzymy każde, nawet światłe idee. Owe etiudy są jednoznacznie pesymistyczne i dobitnie udowadniające, że nie ma żadnej granicy przed ludzką podłością. Wszechświat to tylko kolejny rynek zbytu, gdzie liczy się jedynie monetyzacja zysków, albo przygotowanie pod nią gruntów.
Opowiadania są lepsze bądź gorsze. Gdybym miał wybrać najlepsze to byłaby Ostatnia szychta. Mimo, że pomysł mało oryginalny to wykonanie powoduje chłód w okolicy kręgosłupa. Najoryginalniejszym jest Impas, głównie z powodu absurdalności sytuacji (co dobitnie świadczy, do jakich najbardziej schizofrenicznych sytuacji jest zdolny człowiek). Z kolei Bambino do serii pasuje najmniej - że trzeba zabijać lokalną faunę by przeżyć rozbicie na obcej planecie warunkuje raczej surowa fizjologia niż ułomna natura ludzka.
A owe historyjki nie miałyby takiej mocy oddziaływania, gdyby nie rysunki Turka. Tu wszystkie twarze wydają się być pozbawione duszy. Zimne, puste, bez emocji, narysowane z techniczną precyzją. Wszechświat Marka jest czarny i nie noszący śladu nadziei. Artysta kreśli postaci i technikalia w sposób dostojny i wyrafinowany. Jakby sugerujący - oto z gwiazd zstępują władcy przyszłego świata. I to jest chyba najbardziej przerażające w tym zatrważająco dobrym komiksie.
A na koniec małe marzenie. Wyobraźcie sobie, że ten komiks dostaje do ręki ekipa szukająca tematów na trzeci sezon Love, Death + Robots... To byłby sztos, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz