środa, 24 marca 2021

Noc w zonie (Scenariusz: Paweł Próba, rysunki: Krzysztof Tarasiuk, wydawnictwo: Studio JG, 2019)


 Klimaty post-apo w ostatnich latach mają się całkiem nieźle. Żywe Trupy, jak były wydawane regularnie, schodziły jak świeże bułeczki, seria Postapo Gizickiego/Małeckiego szybko się wyprzedała, w X muzie co drugi film z zombiakami dzieje się po globalnym upadku cywilizacji. Natomiast Noc w zonie... właściwie przeszła bez echa. Wydało go całkiem spore wydawnictwo (choć specjalizujące się w mangach), komiks opatruje winieta 100-lecie polskiego komiksu a szumu właściwie żadnego. Owszem, nie jest to najlepsza postapokaliptyczna propozycja, ale chyba ktoś tu pożałował hajsiwa na promocję.


Tytuł jest komiksową adaptacją opowiadania Mleczarnia Michała Gołkowskiego. Samo opowiadanie jest z kolei fragmentem więcej całości literackiej eksplorującej uniwersum S.T.A.L.K.E.R.A - survivalowego FPS-a z 2007 roku. Ufff... zakręcone to jak słoik z dżemem. Ale dzięki komiksowi dowiedziałem się, że historii książkowych dziejących się owym świecie jest całkiem sporo i są wydawane jako Fabryczna Zona. Ba, kupując Noc w zonie pamiętajcie, że komiks zajmuje tylko połowę objętości, drugą połowę do kolejne opowiadania z tego świata, szkice koncepcyjne i fanarty. Także z jednej strony hołd oddany komiksowi, z drugiej - zareklamowanie uniwersum. Więc, czemu o komiksie cicho?

Cóż, przez cały komiks śledzimy bohatera, który chodzi po pustym mieście i czytamy prowadzony przez niego monolog wewnętrzny. Na ostatniej stronie ze ściany wyłażą zombiaki i... koniec komiksu. A więc Noc w Zonie pełni tu rolę typowego prologu, wyimka ze świata mającego przedstawić nam fragment stalkerowskiego uniwersum. Twórcy postanowili zrobić to w sposób dość oniryczny. Ot, mamy rozmowę bohatera samego ze sobą. Świadczą o tym dwa różne kształty dymków, co ma dać namiastkę dialogu. Co prawda decyzja, dlaczego ten dymek jest w takim a nie innym kształcie wydaje mi się być dość chaotyczna, ale sama narracja spełnia swoją rolę - dowiadujemy się to co trzeba wiedzieć - kim jest bohater i jak warunki otoczenia wpływają na jego egzystencję. Akcji nie ma, bardziej twórcom chodzi i budowanie napięcia i kreowanie sytuacji, w której wyczekujemy jakiegoś zagrożenia wylatującego na nas po przewróceniu kartki. Może w opowiadaniu to napięcie było mocniej zaznaczone - w komiksowej adaptacji wyszło to, powiedzmy, średnio.

Może to z powodu rysunków? Krzysztof Tarasiuk umie rysować, ma wyobraźnie przestrzenną, dobrze oddaje ruch postaci i nie boi się  zapełniać kadrów ciężkim, metalowym stuffem. Wiadomo, jak każdy - tworzy na tablecie graficznym - ale w tym przypadku uderza perfekcyjność kreski i cieniowania. Post-apo jednak charakteryzuje się pewnym rozkładem otoczenia, śladami dawnej dominacji człowieka a tu miasto pokazane jest w taki sposób, jakby wszyscy pojechali grillować za miasto, na paręnaście godzin pozostawiając je puste: szyby błyszczące, kanty bloków równe, zero entropii. Oj, przydałoby się komiksowi więcej poszarpanych kresek, choćby dla większej imersji.

Nie mam pojęcia co dalej z komiksowymi opowieściami Fabrycznej Zony. Nudnawy prolog mamy już za sobą, ostatnia strona dała wyobraźni bodziec, podsuwając wyimaginowane obrazy jakby napierniczanie zombiaków wyglądałoby w kresce Tarasiuka i... chciałbym to zobaczyć! Co prawda Noc w zonie nie wywołała u mnie ataku podekscytowania, ale też nie wydaje mi się, że przedstawiono w tej opowieści esencję uniwersum, która nie do końca zażarła. A wśród fanów S.T.A.L.K.E.R.A są przedni rysownicy, o czym świadczą dołączone gościnne prace. Nie obraziłbym się na kolejną odsłonę w tym świecie.


Recenzja pierwotnie umieszczona na stronie Współczesny polski komiks.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz