czwartek, 18 marca 2021

Niewysłane listy (scenariusz: Juliusz Woźny, rysunki: Martin Venter, wydawnictwo: Ośrodek "Pamięć i Przyszłość", 2020)

 


Kupiłem komiks w ciemno, gdyż próbki obrazków na gildii były zachęcające. I jak zobaczyłem w środku, to dziewiąty komiks OPiP, który skupia się by w komiksowej formie przedstawić mało znane fragmenty historii naszego kraju. A podstawą fabularną Niewysłanych listów były wspomnienia kilku wysłanych na Sybir nieletnich dzieci, którzy doświadczyli okropności nagłego wyrwania z domu i wywiezienia "gdzieś".


Owe relacje twórcy komiksu skondensowali w jedną postać i opowiedzieli historię Zosi, która regularnie pisze listy do swego ojca, cierpliwie oczekując aż wróci z wojny. Dość szybko w rodzinę bohaterki, która została na gospodarstwie z babcią, mamą i młodszym bratem uderzają z impetem wichry wojny. Pewnej nocy przychodzą bolszewicy, każą się pakować i wywożą na Sybir. I poznajemy życie obozowe - praca, choroby, brutalność strażników, oswobodzenie i... gorzkie zakończenie gdy trzeba się zmierzyć z rzeczywistością post-wojenną.

Przypomina to trochę Maus, prawda? Niestety, do poziomu Maus bardzo daleko. Rozumiem decyzję wydawcy, że tym komiksem chcą trafić do jak najszerszego grona czytelników - od dwunastolatków do sześćdziesięciolatków. Ci ostatni będą mieli okazję powygrażać komunistom, nowe pokolenie dość szybko zżyje się z nastoletnią bohaterką. Gdyż zastosowana maniera rysunkowa Martina Ventera jest dość... specyficzna. Człowiek umie rysować mroczne pejzaże, okładka to intrygujące spojrzenie w otchłań, parę kardów jest takich, że klękajcie narody, a jednocześnie pozytywne postacie mają buzie aniołków. Co by się działo, to buzie przeważnie uśmiechnięte, duże, empatyczne oczy, rzadko kiedy na twarzy widać okropieństwa, które postacie przechodzą. Domyślam się, że chodzi o kontrast - źli bolszewicy/dobrze zesłańcy - ma to podbić horror, który był codziennym życiem sybiraków, ale... to nie działa. Przez to groza się rozmydla na kolejnych stronach. Miałem wrażenie, że Zosia traktuje to jako przygodę - cokolwiek by się nie działo to jest albo roześmiana, albo roni przerysowane łzy. Podobnie jej brat, czy mama - niczym w hollywódzkich filmach - może się wszystko walić i palić, ale dobrze zrobiony makijaż musi być. Ciężko winić twórców komiksu za taki świadomy zabieg, w Niewysłanych listach docelowa grupa odbiorców ma odbierać komiks niekoniecznie emocjonalnie, tylko jako fabularyzowaną ściągawkę z historii - dostajemy także dość toporne podane wtręty faktograficzne. Np. Zosia raz przedziera się przez kolczaste zasieki, by nazbierać kwiatów. I znajduje - na łące mocno usianymi krzyżami grobów powstańców. Napięcie emocjonalne - prawie nie istnieje - to zostało narysowane, jakby Zosia ot tak od niechcenia wyskoczyła sobie na spacer poza obóz, podczas gdy inne sceny sugerują, że wydostać się poza obręb wcale nie było łatwo. Ale groby trzeba było jakoś pokazać.

Także ten, komiks ten jest daleki od Maus. Ale... mógłby być znacznie bliżej, gdyby ograniczono opowieść tworząc ją pod dorosłych czytelników. Gdyż mimo mojego wcześniejszego narzekania, ma ów komiks również sporo plusów. Przede wszystkim - postacie bolszewików. Tu ukazane prawie jak wampiry, z zębiskami, czerwonymi oczami, w grymasie złości. Są brutalni, nie patyczkują się, miałem ochotę dać im w mordę. I najważniejsze - to komiks trójkolorowy. Biel-czerń-czerwień. Wiadomo - czerwony to kolor krwi jak i komunistów. Venter tu robi cuda, jeśli chodzi o miejsca, gdzie owej czerwieni użyć. Czerwone oczy, dymki, cieknące stróżki krwi, biało-czerwona flaga Polski - nie, nie nadużywa czerwonego, kładzie ów kolor rzadko, ale tam gdzie trzeba efekt jest rewelacyjny!

I jeszcze jedno. Martin Venter kreśląc krajobrazy - baraki, cmentarze, chaty, lasy - ma kreską podobną tej, którą polubiłem w komiksie Przez las Emily Carrol. Tam też umiejętnie operowano czerwienią...

I wychodzi mi na to, że główną wadą Niewysłanych listów jest to, że jest on dla wszystkich. Czyli mało komu spodoba się w stopniu entuzjastycznym. Ma za sporo wad - ale są momenty, które mile głaskają moją komiksową wrażliwość.


Recenzja pierwotnie umieszczona na grupie Komiksy bez granic.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz